10.09.2012

Mecz nr.7


Miesiąc później, dokładnie w pierwszą rocznicę ślubu odbył się pogrzeb. Wszycy płakaili kiedy reaktor, który miał przeprowadzić wywiad odczytał swoje zapiski o zmarłej.

" Trudno mi zacząć te słowa, bo nigdy nie wierzyłem, że będę musiał je wypowiedzieć.. Nawet kiedy Agata słabiutkim głosem mówiła mi, że oddzwoni później, bo teraz nie ma siły. Z Agatą poszłoby mi o wiele łatwiej. Tak jak całkiem niedawno, kiedy łączyliśmy się przez internetowy komunikator. Pisząc albo opowiadając sobie różne rzeczy przygotowywałem z Nią wywiad. Trwało to godzinami, bo zwykle odbiegaliśmy od tematu.
Już po kilku tygodniach znajomości zaczęliśmy się zastanawiać, czemu wcześniej - mimo wielu sposobności - nigdy nie rozmawialiśmy. Powiedziałem Agacie wprost: myślałem, że jesteś gwiazdką, która miewa kaprysy. Ona denerwowała się na to, wskazując od razu tysiąc innych ważniejszych od siatkówki i sławy rzeczy.
Rozmawialiśmy coraz częściej, ale siatkówki prawie w ogóle nie tykaliśmy. Agata opowiadała mi o swoich marzeniach: najpierw o małżeństwie, później o dziecku, domku na wzgórzu pod Tarnowem, starym volkswagenie garbusie w wersji cabrio. Pojawiał się też temat przeszczepu, o którym też Agata myślała. „Żeby już nie łazić codziennie na pobranie krwi, żeby mnie przestali kłuć, żebym mogła jak normalny człowiek wziąć tabletkę przeciwbólową, kiedy boli mnie głowa" - mówiąc to Agata smutniała, ale zaraz dodawała: „Przecież inni ludzie mają większe problemy, prawda"...
Mnie z kolei stawiała do pionu. „Przestań narzekać" - słyszałem od Agaty niemal codziennie. I zawsze na koniec każdej rozmowy dodawała „Uważaj na siebie".
Bo mimo swojej choroby Agata zawsze myślała o innych. - Trzymajcie za mnie kciuki, ale przede wszystkim za dziewczyny, które walczą w Japonii o igrzyska. Już powiedziałam mojej przyjaciółce Gośce Glince, że bez awansu ma do Polski nie przyjeżdżać - mówiła w telefonicznej rozmowie w telewizji Polsat dzień przed przeszczepem szpiku kostnego, który miał spowodować odwrót choroby.
Poza anteną od razu przysłała SMS-a, w którym przesłała nam pozdrowienia. I cieszyła się, że trener Andrzej Niemczyk, którą ja odkrył, a sam wcześniej poważnie chorował, wygląda tak dobrze.
Kilka minut później do Agaty zadzwoniły z Tokio polskie siatkarki. Włączyły zestaw głośnomówiący i chichrały się do słuchawki przez kilka minut. Na koniec wszystkie zaśpiewały Jej „Sto lat" i obiecały sobie, że spotkają się po igrzyskach, bo jak nie awansują, to Agata wszystkim nakopie do tyłków.
Siatkarki na igrzyska awansowały, ale się nie spotkały. Na środowym porannym treningu na zgrupowaniu w Szczyrku dotarła do nich wiadomość o śmierci Agaty.

Agata, jak mało który sportowiec ze światowego topu, nie patrzyła tylko na czubek własnego nosa. Kiedy w Murcii, gdzie grała jeszcze przed rokiem, wolontariusze poprosili ją, by odwiedziła chorego chłopca, rzuciła wszystko i pobiegła z workiem zabawek. Zresztą pamiętała o każdym - wracając z zagranicy zawsze miała dla każdego jakiś drobiazg.
A najbardziej kochała dzieci. W internetowych rozmowach z Hiszpanii zawsze prosiła, by włączać kamerę i pokazywać Jej swoje pociechy. - Zobaczysz, ja też będę miała swój skarb. Lilianę albo Szymona - mówiła mi, nawet kiedy wyniki badań były kiepskie, a lekarze odradzali ciążę.
Ale Agata była uparta. Zdecydowała się z mężem na dziecko, zaplanowała wszystko w szczegółach. Pamiętam dzień, kiedy zadzwoniła i rzuciła radośnie: Udało się!
To była wielka tajemnica. Agata nie chciała zapeszać, dlatego do ostatniej chwili nic nikomu nie mówiła. Pamiętam, kiedy w listopadzie w studiu Polsatu, gdzie wspólnie z Gosią Niemczyk i Ewą Kowalkowską komentowaliśmy mecze Polek w Pucharze Świata, Agata co chwila odwracała się, poprawiała długi wyciągnięty sweter i zastanawiała się, czy aby nikt nie zauważył powiększającego się brzucha. Wybuchnęliśmy śmiechem, kiedy zupełnie nieświadomy niczego Andrzej Niemczyk podszedł do Agaty i rzucił: - Tak pięknie wyglądasz, chyba jesteś w ciąży.
Agata szybko zmieniła temat i siedząc obok wysłała mi SMS-a, jak to dobrze, że sprawa się nie rypła.

Liliana urodziła się zdrowa, Agata włożyła w córeczkę całe serce i zdrowie. Właściwie od grudnia non stop leżała w szpitalach, z pokorą znosiła kolejne infekcje i zabiegi. Los nie oszczędził Jej nawet w sylwestrową noc, kiedy zamiast wznosić toast leżała na sali operacyjnej.
Choć czasem mówiła, że ma dość, nigdy się nie załamywała. Zresztą nie lubiła obarczać nikogo swoimi problemami. Pamiętam, jak po jednym z wielu badań targały Agatą duże wątpliwości - czy powiedzieć mamie, że sprawa jest poważna, czy nie: „Ona zawsze przeżywa. Powiem tacie, a on zatrzyma wszystko w tajemnicy".
Kiedy odwiedzałem Agatę w warszawskim Instytucie Hematologii i Transfuzjologii oprowadzała mnie po oddziale i pokazywała swoich znajomych. Część z nich po przeszczepie, część dopiero przed. Byli też tacy, których widziałem tylko raz. „Tej pani, która leżała obok mnie już nie ma" - mówiła Agata i wtedy wyraźnie smutniała. Nigdy jednak nie zobaczyłem w Jej oczach przerażenia, nawet kiedy mówiła, że przeszczepy przyjmują się w stosunku sześć na dziesięć. Nigdy nie przeszło mi przez głowę zapytać, co będzie, jeśli się nie przyjmie, bo Agata zaraz dodawała: „Jak nie wyjdzie, trzeba zrobić kolejny, choć wtedy może być już kiepsko"...

Agata, nawet kiedy z powodu słabych wyników krwi, nie czuła się najlepiej, do każdego się uśmiechała. Kiedy wpadała do redakcji „Gazety Wyborczej" na kawę, wszystkich pozdrawiała, a koledzy z innych działów wypytywali: „Kiedy znów przyjdzie Agata"?
Mimo że ciągle była zabiegana - między kolejnymi badaniami, remontem w domu (zawsze chwaliła się jak sama wyłożyła mężowi kuchnię kafelkami), przygotowaniami do ślubu, załatwianiem formalności, wizytą u dentysty, spotkaniem ze znajomymi - pamiętała o każdej złożonej obietnicy. O zdjęciu z autografem dla kibica, o wizycie w telewizyjnym studiu, o spotkaniu z uczniami szkoły w rodzinnym Tarnowie. O jednym tylko starała się nie pamiętać - o tym, że jest poważnie chora. A kiedy już o tym wspominała, obracała wszystko w żart. „Wiesz co, jechałam karetką z jednego szpitala do drugiego. Włączyli koguty i sygnały, wieźli mnie przez całą Warszawę jak królową"...

Zaraz po przeszczepie Agata nie mówiła o niczym innym tylko o córeczce. I kilka chwil po każdej rozmowie wysyłała MMS-a z najnowszym zdjęciem Liliany.
„Niezła z niej laska, co..." - pisała pod spodem. „Po mamusi"...
Ostatni raz rozmawialiśmy kilka dni przed fatalnym poniedziałkiem, kiedy Agatę dopadł kryzys. Była pogodna, zupełnie jakby nic się nie działo. Żartowała, że jest z Nią mama, ale nie wiadomo, kto tu jest chory. - Ma ze mną jak w kurorcie SPA, Zamiast ona mnie, to ja ją obsługuję. Tu śniadanko, tu drzemka, tu kocyk.
W kolejnej minucie rozmowy rzuciła nagle: - Wiesz co, muszę kończyć, zdzwonimy się, pa...
Nie zdzwoniliśmy się...

Pierwsza co przyszło mi do głowy po otrzymaniu informacji o śmierci Agaty, to Jej opowieść o chłopcu, który pomyślnie przeszedł przeszczep szpiku kostnego i czekał w Instytucie Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie na rutynowe badania. Opowiadała mi, że po wyjściu ze szpitala chce tak jak on obchodzić urodziny dwa razy do roku - 7 kwietnia, kiedy się rzeczywiście przyszła na świat, i 22 maja, kiedy przeszczepiono jej szpik.
Agatko, na pewno będziemy pamiętać o Twoich jubileuszach... ***


chwile później trumna z ciałem Agaty wjechała do wykopanego wcześniej dołu a każdy z obecnych rzucił na ni a różę, zalewając sie łzami. 


Tydzień później. Lotnisko.

- córcia, ty wiesz co robisz?? - pytała zapłakana matka  
-  Tak mamo, będę u Ewy i Łukasza, wiec nic mi sie nie stanie, oni mi pomoga znaleźć jakies lokum i jakąs pracę.
- Magda, a studia?? - zapytał ojciec
- Dam radę tato, tam tez sa uniwerki. 
- I piłkarze - zasmiała sie matka
- mamoo, ja nie jadę tam dla piłkarzy, to idioci, no moze poza Łukaszem, on jest normalny ( co ty brałas dziewczyno??).
- Dobra, dobra, juz ja tam swoje wiem , ten cały Mats, sympatyczny i bardzo przystojny chłopak. 
- mamo, to nie jest mój Mats, i jest tylko kumplem, po tym palancie z Legii mam dośc piłkokopów . 

Pożegnała sie z rodzicami i wsiadła w samolot lecący do Dortmundu. 
w końcu nie wyjeżdżam na zawsze, a z Piszczkami nudzic sie nie można - pomysląła, zagłębiając sie w lekturze rehbilitacji pourazowej.

**** tekst sćiągnięty z inetrnetu

7 komentarzy:

  1. Woooooah < 3 palant z Legiii xD Boże, aż sama nie przepadam za Lewym w tym opowiadaniu xD Ale i tak go kocham xDD Czekam na 8 rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Może tan wyjazd do Dortmundu dobrze zrobi Magdzie :) I zbliży ją do Lewandowskiego ;D Czekam na 8 ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. wyjazdy z reguły służą, tak więc Dortmund musi pomóc Magdzie :)
    i może Lewandowskiemu przy okazji? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Że z Piszczkami nudzić się nie będzie, to nie wątpię;D Ale coś mi się wydaje, że nie tylko Łukasz będzie dostarczał jej rozrywek poza rodzinnymi stronami;)
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]

    OdpowiedzUsuń
  5. 53 yrs old Software Consultant Teador Hegarty, hailing from Cottam enjoys watching movies like Destiny in Space and Skydiving. Took a trip to Monastery and Site of the Escurial and drives a Ferrari 412S. sprawdz moja strone

    OdpowiedzUsuń
  6. 30 year old Community Outreach Specialist Nikolas Rowbrey, hailing from Dolbeau-Mistassini enjoys watching movies like Sukiyaki Western Django and Whittling. Took a trip to Gusuku Sites and Related Properties of the Kingdom of Ryukyu and drives a Expedition. Dalej

    OdpowiedzUsuń